piątek, 28 listopada 2014

2009/2010 Yunxian Guohan Lao Shu

Już zaczęła się zbliżać magiczna liczba 7 dni od kiedy wrzuciłem ostatni wpis. Lepiej dmuchać na zimne i jej nie przekraczać, gdyż znów jeszcze popadnę w limbo blogowego niebytu.




To już jest ostatnia herbata od Yunxian Guohan, którą mam w swoim składziku. Materiał z Wuliangshan - na temat lokalizacji już pisałem przy okazji pierwszego wpisu o herbacie tego producenta. Materiał to lao shu z września 2009. Zbity w bing prawie równy rok później.




Liście w ciastku wydają się dość spore. Na szczęście nie jest zbyt mocno sprasowane, więc można łatwo wybrać dwa większe kawałki po ok. 3-4 gramy każdy.




Robię jedno płukanie, gdyż herbata wygląda bardzo ładnie, nie ma żadnego pyłu przy pierwszym wylewaniu. Od razu dociera do mnie ciężki, słodki, miodowy aromat. Gdy wlewam pierwsze parzenie do wenxiangbei pełnia i słodycz się umacniają, dochodzą korzenne nuty.




W smaku przede wszystkim korzenny, delikatnie ziołowy. Zdecydowanie słodki. Bardzo subtelna goryczka.  Herbata ma również niezwykle przyjemny posmak utrzymujący się w ustach i gardle. Da się wyczuć smak suszonych owoców. Kwaskowatość wydaje się być doskonale zbalansowana. Kolor dość ciemny jak na tak młodą herbatę. Przez te ostatnie lata porządnie dojrzała. Rzadko można spotkać shenga, który po 5 latach jest tak przyjemny i wyróżnia się na tle swoich rówieśników. Sam napój ma bardzo przyjemną fakturę. Nie jest to herbata super-wydajna, ale ok. 10 parzeń powinna wytrzymać, jeśli się dobrze z nią będzie postępować.




Na powyższym zdjęciu widać, że jest to porządny materiał. Grube szypułki, ładne dużo liście.

Z racji tego, że dzisiaj nie było wystarczająco offtopowo i nie wrzuciłem linków do żadnej muzyki itp. to zamęczę was świeżym teaserem najnowszych Gwiezdnych Wojen, a co!




Czujecie te dreszcze na plecach? Macie gęsią skórkę? Bo ja tak, i nie jest to tym razem efekt herbaty ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz